Reaven^ |
Wysłany: Sob 21:50, 07 Paź 2006 Temat postu: Lekcja Patryjotyzmu.. |
|
Witam znalazłem na kompie znalezione gdzieś na necie wiersze opowiadające o polskich żołnierzach walczących na frontach II WW może wam sie spodobają
Nadeszła chwila ciszy...
Nareszcie...
Chwila wypoczynku...
Napięte nerwy rozluźniają się...
Mamy chwile...
Może parę minut...
Sen coraz cześciej bierze górę...
Oczy same się zamykają...
Trzy dni bez snu...
Jedzenie?
Wczoraj dwie łyżki rosołu z koniny...
W szopie położonej blisko domu granatnik zabił konia...
Szczęście?
Droga do szopy pod ostrzałem...
Jednak głód okazuje się silniejszy od strachu...
Wczoraj wszyscy z patrolu który był w szopie zostali ranni...
Ale dzięki temu coś zjedliśmy...
Jest jeszcze znaleziony gdzieś groch, który je się na surowo...
I parę papierosów z rumianku...
Pragnienie?
Gorsze od głodu...
Wody nie ma...
Jedynie Wisła... i tylko nocą...
A tam... ostrzał wybrzeża, brak naczyń, pośpiech i ciągłe padanie na ziemie...
Mam gorączke...
Rana rwie... zachodzi ropą...
Zasypiam ze zmęczenia...
Tak jak wszyscy tutaj...
Zasypiają na stanowiskach...
Brak już w nas życia...
Tego życia i błysku w oczach gdy to wszystko rozpoczynaliśmy...
Brak energii...
Jakieś jej resztki gdzieś w nas na dnie...
Ranni?
Brak dla nich miejsca...
Brak pomocy...
Już długo przecież nie ma lekarzy...
Nie ma lekarstw, zastrzyków, opatrunków na zmianę...
Są tylko krzyki i jęki...
Błagania i modlitwy...
Obojętne już dla nas...
A co możemy zrobić?
Nic...
Podobno mamy się dziś ewakuować na drugi brzeg Wisły...
Może jednak się uda?
Uciec z tego piekła...
Może...
Chwila czasu...
Ładuje ostatnie naboje do magazynka od mojego Sten-a...
Który to już dzień?
Pięćdziesiąty?
Nie...
Pięćdziesiąty trzeci już...
A miał być góra tydzień...
Cholera...
Nic nie jest tak jak być powinno...
I jak być miało...
Czy warto było?
Warto było ginąć?
Kuba, Książe, Andrzej... i wielu innych...
Warto było?
Co będą mówić?
Co będą o nas mówić kiedyś?
Będą nas pamiętać?
Bo przecież my to nie dla siebie...
My to dla nich...
My to za Polske...
Za wolną Polske...
Giniemy tutaj...
Giniemy za Nią...
Pewnie i ja zginę...
To tutaj takie naturalne...
Choć jest nić nadziei...
Ale czy to miało sens?
Walka?
Czy musiało być tak?
Czy to miasto musiało tyle wycierpieć?
Czy ci ludzie musieli?
Powinniśmy ich przepraszać?
Powinniśmy przyznać się do błędu?
Czy Powstanie było błędem?
Ocenią to kiedyś za nas...
Jak?
Tego nie wiem...
Według mnie było warto...
Warto było dać temu miastu te dni wolności...
Warto było stanąć otwarcie z bronią...
Warto było zobaczyć te dni...
Warto było przelewać krew...
Warto było... choć przegraliśmy...
SŁOŃ
22 września 1944 roku
Wilanowska 1
Czerniaków
Warszawa
PS. Słoń (Jerzy Gawin, lat 21, batalion "ZOŚKA"; kompania "RUDY"; d-ca plutonu "FELEK", odzn. orderem Virtutti Militari Vkl. i trzykrotnie Krzyżem Walecznych) poległ następnego dnia (tj. 23.09.44) na ul. Solec podczas próby przebicia do Śródmieścia.
"O Monte Cassino"
Choć lata minęły,klasztor pamięta tamten strzał
żołnierza bez imienia,co za punk honoru brał
By zdobyć wzgórze,i by wróg znienawidzony padł
Ze złością aż kipiącą z ust gdy ginął jego brat
I krzyczał z całej siły,aż siła nie minęła
Pieśń przepełnioną mocą "...Polska nie zginęła"
I wspinał się ku niebu,czym wyżej nadal parł
I w okrzyku bojowym,swe gardło nadal darł
Poderwał tym do boju biało-czerwoną armię
I za tamtym żołnierzem,wspinała się na darnie
Aż ową serenadę,ów krzyk tego żołnierza
Przewał kawałek stali,już cisza darń przemierza
Mimo iż niemilkną działa,i z armat słychać huk
To w uszach innych ludzi,uciszył to sam Bóg
I wezwał ich do walki,Ojczyzna potrzebuje
Wieć naprzód,"Do Ataku!",dowódca wyśpiewuje
I dalej tam ruszyli,i w biegu padło wielu
Lecz w końcu to zdobyli,lecz powiem przyjacielu
Że radość i euforia,niezmierna wtedy wzniosła
Gdy biało-krwista flaga,nad klasztor się uniosła
Bo Polak udowodnił,że honor jest ważniejszy
I z bronią,suchą stalą,nazawsze już zwycięży
Lecz wojna trwała nadal,i w końcu nadszedł czas
By wzgórze pod Cassino,krzyży pokrył las
Tak wielu pochowanych,tak wielu tam poległo
Lecz wzgórze Motne Cassino pod Polską pięścią legło
I nikt już nie wspomina,żołnierza bez nazwiska
Co wzburzył tłum do walki,bdy ogień w oczach błyskał
On poległ,ale innym dojście się udało
Choć smiercionośne kucie do grobu masę brało
Ale to tamten jeden,ten jeden pomógł ludziom
Zrozumieć,trzeba walczyć,wiec się do walki budzą
To właśnie dzięki niemu,Polskę zna cały świat
Ten orzeł od Andersa,a teraz maku kwiat
Bo w maku jego dusza,jak dostał na nim padł
I gdy krew wypływała,to w moment cały zbladł
A mak na którym leżał,wnet wypił jego duszę
Wątpię,mój przyjacielu,czy cię tym słowem wzruszę
Ale mak nad tym cmentarzem,to żołnierz co tu padł
Za Twoją niepodległość,byś w Polsce życie miał
Wiec proszę,czasem wspomnij,o ludziach co odeszli
Tak jak na równi o tych,co na klasztor weszli
I kiedy tak przypomnisz,to unieś swoją brew
I patrz na mak czerwony,co Polską spijał krew
"O ARNHEM"
We wrześniu czterdziestego piątego rozegrał się koszmar
Brygada Sosabowskiego do walki z niemcem poszła
Stworzeno tę brygadę,bo iść "najkrótszą drogą"
Do kraju cierpiącego...Lecz niestety nie mogą
Bo rozkaz otrzymali,do walki z wrogiem iść
By niemca sukinsyna przed gwiazdką można zbić
I ze sojusznikami,ruszyli razem w bój
Na niemca kark skakali,za kraj nasz-twój i mój
I niemiec zaskoczony,nie zdąrzył się pochować
I spadli im na głowy,jak wrony w oczy dziobać
Lecz niemiec miał przewagę,w pancernej broni mocy
Jedyną naszą siłą-ciemna osłona nocy
I jak artyleria rozświetliła niebo czarne
Było widać biało czerwone spadochrony nad Arnhem
I kiedy tak skakali,żołnierza biedna dusza
Ledwo dotknęła lądu,a już znów w niebo rusza
bardzo podoba mi sie fragmęt "I spadli im na głowy,jak wrony w oczy dziobać" z ostatniego wiersza... |
|